Jak już wiecie moi mili zakochałam się w chlebach na zakwasie, które ostatnio piekę z uporem maniaka i nie jem innego pieczywa jak moje domowe. Swoją drogą, za trzy tygodnie jedziemy nad morze i zastanawiam się jak przeżyję bez mojego pieczywa pysznego. Przejdę na surowe żywienie lub same ryże, makarony i kasze z dodatkami. No nic jakoś dam radę, ale wracając do tematu. W czwartek dzień świąteczny był, na dworze słonko, cisza i spokój, błogie lenistwo mnie ogarnęło, więc postanowiłam zrobić obiad na ogródku czyli grilla, a w domu jedynie chlebek zarobiłam. Wsadziłam do piekarnika i poszłam na ogród. Gapa nie nastawiłam sobie czasu na telefonie i tak mi było na dworze miło i błogo, że o piekącym się chlebie zapomniałam. Przypomnienie do głowy wpadło 1.5 godziny później. Ku mojemu zdziwieniu chlebek nie spalił się. Skórka była bardziej rumiana, bardziej chrupiąca i nic więcej. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że wyszedł lepiej niż zazwyczaj. Dowodem na to jest fakt, że mamy sobotę i piekę kolejny, bo po tym jest wspomnienie. Moja mama większą część jego zjadła. A jest bardzo wybredna. Tak wyglądał mój spieczony chlebek pszenno-orkiszowy.
by Alex
CHLEBEK PSZENNO-ORKISZOWY
Składniki: 250 g mąki pszennej chlebowej, 250 g mąki orkiszowej, płaska łyżka soli, 350 ml ciepłej wody, 5 g drożdży i 150 g pracującego zakwasu żytniego 12 godzin wcześniej dokarmianego, 3 łyżki siemienia lnianego i 2 łyżki słonecznika.
Wszystkie składniki wymieszane w podanej kolejności, odstawione do wyrośnięcia na 3 godziny w misce. Następnie przełożyłam do keksówki i odstawiłam na godzinkę. Potem piekłam w nagrzanym piekarniku do 200 stopni. Powinno być pieczone godzinę ten jednak jak wspomniałam piekł się 1.5 godziny.
Dodaję trochę drożdży bowiem mam bardzo młody zakwas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz